Jest źle, jest beznadziejnie, jest ogólnie do dupy. Boję się o niego,  boję się, że po jej odejściu może zrobić coś naprawdę głupiego, coś  czego będzie żałował albo coś po czym go zabraknie. Tego, że umrze można  się było spodziewać już dawno. Odkąd wykryto u niej raka. Mimo to, to  spadło tak niespodziewanie. Jak każda śmierć z resztą. Najbardziej  martwi mnie teraz to, jak on się czuję. Co robi. Nie chcę się narzucać,  ale chcę wiedzieć co u niego. W takich chwilach jak taka chciałabym żeby  mieszkał blisko. Tak blisko, że wystarczyłoby pojechać tramwajem czy  autobusem żeby go pocieszyć. Żeby się z nim rozpłakać, a potem pomyśleć.  I teraz nie wiem, kim on jest dla mnie. Nie wiem, jak go kocham. Bo  kocham na pewno. Dlaczego życie jest tak skomplikowanie pojebane?  Zrobiłabym wiele żeby być z nim teraz mimo, że w ogóle go nie znam.  Jestem pojebana. 
W szkole nudy. Jak zwykle wypatruję go, kiedy mam  nadzieję, że przyjdzie. A jak przyjdzie wszystko jest takie samo jak  było. Ale jego widok jest mi potrzebny. Jest mi cholernie potrzebny,  chociażby po to, żeby powiedzieć to durne dzień dobry i mieć banana na  twarzy przez ten cholerny ułamek sekundy. I cały czas myślę, że A. wie.  Wie o wszystkim, co z nim związane. To wszystko jest takie cholernie  pojebane. Znowu to zrobiłam. Jak wiele razy wcześniej. Ale po  wczorajszej rozmowie z mamą nie mogłam się powstrzymać żeby to srebrne  ostrze nie przecięło skóry na udzie. Czuję się z tym podle. 
P.S. [*]  dla Pewnej Pani, której imienia nawet nie znam, ale wiem, że jej  wczorajsza śmierć wiele zmieni w życiu jej syna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz