10/19/2010

what's my name?

     To wszystko zmienia się jak w jakimś cholernym kalejdoskopie. Raz jest tak dobrze, że aż chcę mi się skakać z radości, a innym razem tak beznadziejnie, że najchętniej zamknęłabym się gdzieś i zaczęła płakać. Jest tak, że bardzo często sama nie wiem, co o tym myśleć. Raz jest dobrze, żeby znowu za kilka lub kilkanaście godzin było beznadziejnie. Nie wiem, czy robisz to specjalnie, czy jak, ale gdybyś mógł to jakoś przeczytać napisałabym, żebyś przestał, postawił sprawę jasno i... byłoby ok. Taka zabawa w kotka i myszkę kompletnie mnie nie bawi i psychicznie wykańcza. Po prostu, gdybyś mógł to przeczytać poprosiłabym o chwilę szczerości, choćby krótką, żebym mogła wiedzieć, czy jest o co walczyć. Czy mam jakiekolwiek szanse... Ale ty, jak zwykle nic. Czuję, że wszystko rozwiąże się w jeden, lub drugi sposób w przyszłą sobotę i wtedy będzie albo zajebiście dobrze, albo koszmarnie źle.

Bo ona tak bardzo chciała, żeby coś napisał. Cokolwiek. Nawet zwykłe „zostaw mnie”. Ale on milczał. A ona tak bardzo chciała, żeby tylko napisał. Cokolwiek, żeby wszystko było jasne...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz