11/06/2011

like smoke

  Siedziała. Zegar powoli wybijał jej godzinę, ale ona ze spokojem godnym mnicha po prostu siedziała. Mijało pół roku. Pół roku od początku końca jej życia. Tamten słoneczny dzień spalił ją na zawsze, wygasił do cna ostatnie iskierki radości w jej oczach. Zostawił ją z bólem, łzami, cierpieniem i nikotyną - najlepszą przyjaciółką od pamiętnego czasu. Nękały ją pytania. Wiele zagadek bez rozwiązania. Opróżniona do połowy butelka wódki stojąca na stoliku nie pomagała poznać odpowiedzi, nie przynosiła ukojenia. Odtwarza w pamięci tamten dzień zagłady. Jej osobisty koniec świata. Wskazówki zblizają się nieubłagalnie do jej godziny. Kolejny odpalany papieros, coraz więcej pytań i wódki. Nie potrafiła przypomnieć sobie życia przed. Ono nie istniało. Wykasowała je z pamięci z tamtym słonecznym dniem pół roku temu. Dniem początku jej rozkładu. Naładowany pistolet tabletek. Zbliża się godzina zero. Ostatnie ,, Uratuj mnie'' powiedziane w nicość, może do wyświetlacza telefonu. Ostatni strzał z narkotykowej broni. Ostatnie zaciągnięcie się papierosem, ostatni łyk palącego alkoholu w krtani. I koniec. Stado sępów ponad nią czyhających na trupa.


Kolejna moja radosna twórczość. Zastanawiam się nad założeniem bloga, na którym mogłabym to publikować. Ehh, dzisiaj mija pół roku. Równiutkie pół roku. 6 maja 2011. Ta data chyba na zawsze się wyryła w pamięci. Forever.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz