9/26/2010

30 minutes

        Naprawdę nie lubię ostatnio niedzielnych wieczorów. Perspektywa pójścia jutro do szkoły, i to na całe 9 godzin mnie delikatnie przeraża. Kartkówka z PO też mnie przeraża, ale ciut mniej. Teoretycznie zawsze mamy wybór, ale z nim jest różnie. Czasem z dwóch wyborów, jeden jest zbyt niemoralny, ażeby to wybrać. Chociaż to też zależy od moralności, ale... z resztą to jest aktualnie mało ważne. Bardzo, cholernie wręcz, nie chcę mi się iść do szkoły. Teoretycznie się uczyłam, ale czuję, że polegnę na wszystkich przedmiotach i, że ogólnie nie będzie zbyt wesoło. W sumie, nie mogę się już doczekać wycieczki integracyjnej, która zapowiada się na jedną, wielką, 3-dniową imprezę. No, ale, jeszcze dwa tygodnie i nasze klasowe sweet 16 się zacznie. Poza tym, za bardzo otwieram się przy ludziach, których ledwo znam. To z jednej strony głupie, ale z drugiej, ja naprawdę lubię się wyżalać innym ludziom. I to nie zawsze myśląc wcześniej, co oni o mnie pomyślą. A może ja już po prostu wszystko mam głęboko w dupie i ogólnie wszystko mi zwisa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz